2011/01/30
2011/01/28
2011/01/27
2011/01/21
2011/01/20
2011/01/18
2011/01/14
the sartorialist vs. pablo neruda
***
Me gustas cuando callas porque estás como ausente,
y me oyes desde lejos, y mi voz no te toca.
Parece que los ojos se te hubieran volado
y parece que un beso te cerrara la boca.
Como todas las cosas están llenas de mi alma
emerges de las cosas, llena del alma mía.
Mariposa de sueño, te pareces a mi alma,
y te pareces a la palabra melancolía.
Me gustas cuando callas y estás como distante.
Y estás como quejándote, mariposa en arrullo.
Y me oyes desde lejos, y mi voz no te alcanza:
déjame que me calle con el silencio tuyo.
Déjame que te hable también con tu silencio
claro como una lámpara, simple como un anillo.
Eres como la noche, callada y constelada.
Tu silencio es de estrella, tan lejano y sencillo.
Me gustas cuando callas porque estás como ausente.
Distante y dolorosa como si hubieras muerto.
Una palabra entonces, una sonrisa bastan.
Y estoy alegre, alegre de que no sea cierto.
***
...guess, what do they have in common? :)
2011/01/10
watch me now ;)
***
update:
dzięki uprzejmości Nowo Poznanej Koleżanki, mogłam sobie przypomnieć jak wygląda świat telewizji widziany z tej drugiej strony szkiełka. ostatni raz przyglądałam się tak z cztery lata temu, kiedy nawet popełniłam czy też precyzyjniej - współpopełniłam parę małych tworów, których efektów ostatecznych nigdy nie widziałam w tv, ale to już jakby zupełnie inna historia :)
wracając do głównego wątku - plus minus widać jaki był to program. dla ułatwienia dodam, że ponoć publicystyczny, a prowadzący pojawiał się na przełomie ostatnich lat w najróżniejszych kontekstach w wielu periodykach (czy to za sprawą wygórowanych ambicji/głośnego rozwodu...). z jednej strony była magia szkła widziana od kuchni (lubię, zwłaszcza zaplecze mnie kręci, wszystkie kamery, światła, animacja tłumu, tj. publiczności..., reżyserka, scenografia itd), a z drugiej sam program i pan prowadzący. i o ile wizyta w budynku dostarczyła mi pewnej frajdy, o tyle po programie czułam (i nadal mam takie wrażenie) pewne zażenowanie. pan prowadzący, kiedyś poważany i względnie przyzwoicie prezentujący się i sobą coś, dziś zdecydowanie nie sir sean connery (nie jak wino, nie starzeje się dobrze), to przede wszystkim jakoś tak niewiele wnoszący, by nie powiedzieć, że nic... i w głowie jedno pytanie: czy to jeszcze tomasz lis czy już ewa drzyzga?
2011/01/09
2011/01/08
2011/01/05
2011/01/04
lol*
* czyli jednak trochę szkoda języków. globalizacja jest zła.
a z drugiej strony skojarzyła mi się anegdotka, której bohaterka myśli, że lol to skrót od lots of love, i przekazując swojemu synkowi wiadomość o śmierci kogoś z rodziny dopisuje lol...
2011/01/03
moja pierwsza książka kucharska!
i tak naprawdę nie byle jaka, bo podróżnicza! na dobry początek wędrować będę przez bułgarię/chorwację/francję/grecję/hiszpanię/włochy/egipt/tunezję/maroko i węgry... w takim układzie zima może trwać jeszcze trochę ;)
ach! no i w końcu będę się musiała dowiedzieć gdzie w warszawie wszelkie składniki (nazwijmy je egzotycznymi) można dostać... relatywnie tanio i w szerokim asortymencie.
...strzec się trzeba, będę gotować, piec i smażyć :)
Subscribe to:
Posts (Atom)